ROZDZIAL
# 4
CHESTER’S POV:
____________________________________________________________________
Nie znajdę go. Nie znajdę go
kurwa w ten sposób. Pierwsza w nocy.
Poddaję się.
Wybieram nieduży bar pod
hotelem gdzieś w centrum i wchodzę pomyśleć co dalej. Siadam w jego najdalszym
końcu, zamawiam dziesięć kolejek.
Pierwszy kieliszek. Co ja tu
robię?
Odpowiedź jest prosta, ale za
razem budząca milion kolejnych pytań. Jestem tu po to by odnaleźć mojego
przyjaciela. Kogoś kto jest nieodłącznym elementem mojego świata. Tylko
właściwie nie wiem, czemu go szukam. Zostawił mnie, nas wszystkich. Może on
naprawdę nie chce nas znać? Może odpoczywa? W sumie… Nie, to chyba nie to. On
nie odpoczywa dłużej niż dwa dni, a i tak zawsze musi się ze mną spotkać. Tak
przynajmniej było kiedyś.
Drugi kieliszek. Szukam
przyczyn.
Może przyczyną była Anna? Tak
się przecież zdarza, prawda? Oni też są tylko ludźmi, choć mimo że według mnie
byli prawie idealnym małżeństwem, coś mogło pójść nie tak. Zostawił ją, potem
ona do niego wróciła? Nie, to się kupy nie trzyma. Przecież tak wiele o nim
wiem, a teraz okazuje się jakby nic.
Trzeci kieliszek. Przypominam
sobie nasz początek.
Może chodzi o to „prawie”?
Może to wszystko… przeze mnie? Przez to co zrobiliśmy? To co się stało na
trasie? Wtedy w tym autobusie? Przy tej ścianie? Czy to w ogóle możliwe?
Przecież… To nic nie znaczyło. To był tylko chwilowy poryw.. Dobry pytanie,
czego?
Mimo wszystko, dokładnie
pamiętam ten dzień. Mike był tak piękny. Nie mogłem się powstrzymać. Wtedy, te
dobre pół roku temu ten pocałunek był niczym. Nie zrobiłem tego z zamiarem
okazania mu jakichś wyższych uczuć. Wręcz przeciwnie. Ten akt był pochlebstwem
dla wszelkiej przyziemności i hedonizmu. Zrobiłem to dla mojej własnej
przyjemności. Chciałem spróbować, nie bardzo zastanawiałem się jakie to będzie
miało skutki. A że padło akurat na niego to zupełnie inna sprawa. Chciałem
akurat jego.
Czwarty kieliszek. Po nitce
do kłębka.
Od tamtego czasu był jakiś
inny. Zniknął smutny i zmartwiony Mike. A przynajmniej w mojej obecności. W
pracy był taki szczęśliwy. Nie potrafił nic napisać. To oczywiste, że był
bardzo szczęśliwy. Wtedy jego teksty nie miały tej głębi, cieszył się muzyką,
ale nie zwracał uwagi na tekst. Zbliżyliśmy się do siebie. Od tamtego czasu
zawsze braliśmy wspólny pokój w hotelach, rozmawialiśmy do późna, po prostu
byliśmy ze sobą. I dobrze mi z tym było. Był dla mnie więcej niż ważny. Do tego
stopnia, że zacząłem podejrzewać się o… sami wiecie co.
Piąty kieliszek. Postanowiłem
to sprawdzić.
Czy aby na pewno? Czy
podniecają mnie faceci? Sprawdzanie tego było gwoździem do trumny. Po którymś
koncercie. U nas w pokoju. Przyprowadziłem tam pewnego faceta, o którym lepiej
mówił nie będę. Lepiej żeby nikt o tym nie wiedział. No i sprawdzałem. Tylko,
że tym samym zrujnowałem wszystko, bo akurat w tym pieprzonym momencie do
pokoju wszedł Mike. Ach, wszedł to za dużo powiedziane. Kiedy nas zobaczył
odwrócił się na pięcie i wybiegł. Szukałem go bezskutecznie całą noc. Wrócił
rano, ale to już nie był mój Mike.
Szósty kieliszek. Już
wszystko rozumiem.
Wszystko się spieprzyło i to
przez moją głupotę. Ale wniosek z tego co zrobiłem był oczywisty. Nie, nie
pociąga mnie żaden inny facet. I żeby sobie to uświadomić zrobiłem taki cyrk.
Boże, Chester Ty debilu! Już wszystko rozumiem. Dla niego to miało znaczenie.
Musiało mieć. Byłem idiotą, że nie zauważyłem tego wcześniej. To teraz takie…
oczywiste? O ironio. Musiałem przejechać setki mil, usiąść w jakimś pieprzonym
barze, wypić pół litra wódki, żeby sobie to uświadomić. Ilość rewelacji
przyprawia mnie o zawroty głowy.
Siódmy kieliszek. Boże, ON TU
JEST!
Zwariowałem? Mam majaki? On
tu jest! Siedzi tam, na drugim końcu baru! Alkohol szumi mi w głowie, ale
jestem pewien, że to on! Zrywam się ze swojego miejsca i chwiejnym krokiem
zmierzam w jego kierunku. Przysiadam się, ale w pierwszej chwili chyba mnie nie
rozpoznaje. Chowa twarz w dłoniach i mamrocze pod nosem coś w stylu: „ja chyba
kurwa oszalałem, znowu go widzę”. Chwytam go za ramiona i lekko potrząsam.
-Mike, Mikey, jestem tu!
Mike… -boże, co ja mam mu powiedzieć? Patrzy na mnie tymi swoimi wielkimi
oczami i widzę w nich dwie rzeczy. Widzę siebie, ale w otoczeniu wielkiego
bólu. Wpatruję się w ten bezkres i już wiem, że gdybym spojrzał wcześniej
wszystko bym zauważył. Każde najmniejsze nawet uczucie miał zapisane w tych
pięknych, smutnych oczach. Niczego nie był w stanie przede mną ukryć. To po
prostu ja, umyślnie niczego nie zauważałem. Do momentu kiedy zaprowadziło mnie
to właśnie do sytuacji w której się teraz znajduję. Bałem się tego, że mógłbym
obdarzyć miłością mężczyznę.
Ósmy kieliszek. Raz kozie
śmierć.
-Mike proszę Cię, wysłuchaj
mnie. Ja wiem, że wszystko spieprzyłem, wiem że zrobiłem Ci krzywdę. Mike,
czemu mi nie powiedziałeś? Ja Cię… -przerywa mi jego zimne spojrzenie i ostry
ton. Krzyczy, że nie wierzy, że ja wiem co źle zrobiłem. Że dla mnie nic i nikt
się nie liczy. Bo całuję się z nim, pieprze z żoną i jeszcze do tego w
hotelowych pokojach upewniam się co do mojej seksualności. Ma racje, a ja
prawie zapadam się pod ziemie ze wstydu.
-MIKE! Zrozum mnie! Przecież…
przecież Ty wiesz, jak ciężko jest pogodzić się z tym faktem. To co się miedzy
nami stało… To było dla mnie za dużo. Nie mogłem tak po prostu… Z resztą, nie
ważne. Rezygnuję. Nienawidzę tego jak łatwo się poddaję, ale mam wrażenie, że
moje słowa zupełnie do niego nie docierają. Patrzy na mnie tylko tym wściekłym
wzrokiem, jak wtedy gdy dotknąłem go gdy oglądał zdjęcia. Spuszczam wzrok,
czekam na to co on z tym wszystkim i ze mną zrobi.
Barman serwuje kolejną
kolejkę. Dziewiąty kieliszek ledwo przechodzi mi przez gardło. Jestem pijany. Bez
wątpienia też, wyglądam tragicznie. Patrzę na swoje odbicie w lustrze za barem
i widzę jedno wielkie nieszczęście w cieniu kogoś… zabójczo pięknego. Dłoń tego
kogoś niebezpiecznie zbliża się do mojej. Już prawie czuję jej ciepło.
Spazmatyczny dreszcz wstrząsa całym moim ciałem. Podświadomie, od tak dawna
tego pragnąłem. Zostaję zamknięty w silnym uścisku mojego przyjaciela. Choć czy
ja w ogóle mogę go tak nazwać? Nim zdążyłem nacieszyć się tą chwilą, kiedy mam
go obok siebie, kiedy mogę wtulić się w niego i bez obaw zamknąć oczy, łapie
moją rękę i cięgnie w stronę wyjścia. Wypijam jeszcze tylko dziesiątą kolejkę.
NO NARESZCIE KURWA ! Mam ochote skakac pod sufit ze szczescia XD BLEdy sa ale o tym oczywiscie wiesz XD I wszystko zakonczylo sie na 10 kieliszku :) Juz sie nie moge doczekac Parku 5 ;) Mikey i Chezy...NO KURWA NARESZCIE ! Tak bede to do jutra wykrzykiwac XD Uwielbiam przezywac opowiadania ^^ Chester na cale szczescie Allaha wreszcie zrozumial uczucia ! Brawo Bennington ty idioto ! Szkoda tylko, ze tak pozno ;) XD Ale wszystko dobre co sie dobrze konczy...jak seks Bennody na kanapie autorstwa Blue XD Weny :) ! PS.Kocham Cie normalnie :)
OdpowiedzUsuń