poniedziałek, 21 stycznia 2013


ROZDZIAL # 4

CHESTER’S POV:
____________________________________________________________________

Nie znajdę go. Nie znajdę go kurwa w ten sposób.  Pierwsza w nocy. Poddaję się.

Wybieram nieduży bar pod hotelem gdzieś w centrum i wchodzę pomyśleć co dalej. Siadam w jego najdalszym końcu, zamawiam dziesięć kolejek.

Pierwszy kieliszek. Co ja tu robię?
Odpowiedź jest prosta, ale za razem budząca milion kolejnych pytań. Jestem tu po to by odnaleźć mojego przyjaciela. Kogoś kto jest nieodłącznym elementem mojego świata. Tylko właściwie nie wiem, czemu go szukam. Zostawił mnie, nas wszystkich. Może on naprawdę nie chce nas znać? Może odpoczywa? W sumie… Nie, to chyba nie to. On nie odpoczywa dłużej niż dwa dni, a i tak zawsze musi się ze mną spotkać. Tak przynajmniej było kiedyś.

Drugi kieliszek. Szukam przyczyn.
Może przyczyną była Anna? Tak się przecież zdarza, prawda? Oni też są tylko ludźmi, choć mimo że według mnie byli prawie idealnym małżeństwem, coś mogło pójść nie tak. Zostawił ją, potem ona do niego wróciła? Nie, to się kupy nie trzyma. Przecież tak wiele o nim wiem, a teraz okazuje się jakby nic.

Trzeci kieliszek. Przypominam sobie nasz początek.
Może chodzi o to „prawie”? Może to wszystko… przeze mnie? Przez to co zrobiliśmy? To co się stało na trasie? Wtedy w tym autobusie? Przy tej ścianie? Czy to w ogóle możliwe? Przecież… To nic nie znaczyło. To był tylko chwilowy poryw.. Dobry pytanie, czego?
Mimo wszystko, dokładnie pamiętam ten dzień. Mike był tak piękny. Nie mogłem się powstrzymać. Wtedy, te dobre pół roku temu ten pocałunek był niczym. Nie zrobiłem tego z zamiarem okazania mu jakichś wyższych uczuć. Wręcz przeciwnie. Ten akt był pochlebstwem dla wszelkiej przyziemności i hedonizmu. Zrobiłem to dla mojej własnej przyjemności. Chciałem spróbować, nie bardzo zastanawiałem się jakie to będzie miało skutki. A że padło akurat na niego to zupełnie inna sprawa. Chciałem akurat jego.

Czwarty kieliszek. Po nitce do kłębka.
Od tamtego czasu był jakiś inny. Zniknął smutny i zmartwiony Mike. A przynajmniej w mojej obecności. W pracy był taki szczęśliwy. Nie potrafił nic napisać. To oczywiste, że był bardzo szczęśliwy. Wtedy jego teksty nie miały tej głębi, cieszył się muzyką, ale nie zwracał uwagi na tekst. Zbliżyliśmy się do siebie. Od tamtego czasu zawsze braliśmy wspólny pokój w hotelach, rozmawialiśmy do późna, po prostu byliśmy ze sobą. I dobrze mi z tym było. Był dla mnie więcej niż ważny. Do tego stopnia, że zacząłem podejrzewać się o… sami wiecie co.

Piąty kieliszek. Postanowiłem to sprawdzić.
Czy aby na pewno? Czy podniecają mnie faceci? Sprawdzanie tego było gwoździem do trumny. Po którymś koncercie. U nas w pokoju. Przyprowadziłem tam pewnego faceta, o którym lepiej mówił nie będę. Lepiej żeby nikt o tym nie wiedział. No i sprawdzałem. Tylko, że tym samym zrujnowałem wszystko, bo akurat w tym pieprzonym momencie do pokoju wszedł Mike. Ach, wszedł to za dużo powiedziane. Kiedy nas zobaczył odwrócił się na pięcie i wybiegł. Szukałem go bezskutecznie całą noc. Wrócił rano, ale to już nie był mój Mike.

Szósty kieliszek. Już wszystko rozumiem.
Wszystko się spieprzyło i to przez moją głupotę. Ale wniosek z tego co zrobiłem był oczywisty. Nie, nie pociąga mnie żaden inny facet. I żeby sobie to uświadomić zrobiłem taki cyrk. Boże, Chester Ty debilu! Już wszystko rozumiem. Dla niego to miało znaczenie. Musiało mieć. Byłem idiotą, że nie zauważyłem tego wcześniej. To teraz takie… oczywiste? O ironio. Musiałem przejechać setki mil, usiąść w jakimś pieprzonym barze, wypić pół litra wódki, żeby sobie to uświadomić. Ilość rewelacji przyprawia mnie o zawroty głowy.

Siódmy kieliszek. Boże, ON TU JEST!
Zwariowałem? Mam majaki? On tu jest! Siedzi tam, na drugim końcu baru! Alkohol szumi mi w głowie, ale jestem pewien, że to on! Zrywam się ze swojego miejsca i chwiejnym krokiem zmierzam w jego kierunku. Przysiadam się, ale w pierwszej chwili chyba mnie nie rozpoznaje. Chowa twarz w dłoniach i mamrocze pod nosem coś w stylu: „ja chyba kurwa oszalałem, znowu go widzę”. Chwytam go za ramiona i lekko potrząsam.
-Mike, Mikey, jestem tu! Mike… -boże, co ja mam mu powiedzieć? Patrzy na mnie tymi swoimi wielkimi oczami i widzę w nich dwie rzeczy. Widzę siebie, ale w otoczeniu wielkiego bólu. Wpatruję się w ten bezkres i już wiem, że gdybym spojrzał wcześniej wszystko bym zauważył. Każde najmniejsze nawet uczucie miał zapisane w tych pięknych, smutnych oczach. Niczego nie był w stanie przede mną ukryć. To po prostu ja, umyślnie niczego nie zauważałem. Do momentu kiedy zaprowadziło mnie to właśnie do sytuacji w której się teraz znajduję. Bałem się tego, że mógłbym obdarzyć miłością mężczyznę.

Ósmy kieliszek. Raz kozie śmierć.
-Mike proszę Cię, wysłuchaj mnie. Ja wiem, że wszystko spieprzyłem, wiem że zrobiłem Ci krzywdę. Mike, czemu mi nie powiedziałeś? Ja Cię… -przerywa mi jego zimne spojrzenie i ostry ton. Krzyczy, że nie wierzy, że ja wiem co źle zrobiłem. Że dla mnie nic i nikt się nie liczy. Bo całuję się z nim, pieprze z żoną i jeszcze do tego w hotelowych pokojach upewniam się co do mojej seksualności. Ma racje, a ja prawie zapadam się pod ziemie ze wstydu.
-MIKE! Zrozum mnie! Przecież… przecież Ty wiesz, jak ciężko jest pogodzić się z tym faktem. To co się miedzy nami stało… To było dla mnie za dużo. Nie mogłem tak po prostu… Z resztą, nie ważne. Rezygnuję. Nienawidzę tego jak łatwo się poddaję, ale mam wrażenie, że moje słowa zupełnie do niego nie docierają. Patrzy na mnie tylko tym wściekłym wzrokiem, jak wtedy gdy dotknąłem go gdy oglądał zdjęcia. Spuszczam wzrok, czekam na to co on z tym wszystkim i ze mną zrobi.

Barman serwuje kolejną kolejkę. Dziewiąty kieliszek ledwo przechodzi mi przez gardło. Jestem pijany. Bez wątpienia też, wyglądam tragicznie. Patrzę na swoje odbicie w lustrze za barem i widzę jedno wielkie nieszczęście w cieniu kogoś… zabójczo pięknego. Dłoń tego kogoś niebezpiecznie zbliża się do mojej. Już prawie czuję jej ciepło. Spazmatyczny dreszcz wstrząsa całym moim ciałem. Podświadomie, od tak dawna tego pragnąłem. Zostaję zamknięty w silnym uścisku mojego przyjaciela. Choć czy ja w ogóle mogę go tak nazwać? Nim zdążyłem nacieszyć się tą chwilą, kiedy mam go obok siebie, kiedy mogę wtulić się w niego i bez obaw zamknąć oczy, łapie moją rękę i cięgnie w stronę wyjścia. Wypijam jeszcze tylko dziesiątą kolejkę. 

1 komentarz:

  1. NO NARESZCIE KURWA ! Mam ochote skakac pod sufit ze szczescia XD BLEdy sa ale o tym oczywiscie wiesz XD I wszystko zakonczylo sie na 10 kieliszku :) Juz sie nie moge doczekac Parku 5 ;) Mikey i Chezy...NO KURWA NARESZCIE ! Tak bede to do jutra wykrzykiwac XD Uwielbiam przezywac opowiadania ^^ Chester na cale szczescie Allaha wreszcie zrozumial uczucia ! Brawo Bennington ty idioto ! Szkoda tylko, ze tak pozno ;) XD Ale wszystko dobre co sie dobrze konczy...jak seks Bennody na kanapie autorstwa Blue XD Weny :) ! PS.Kocham Cie normalnie :)

    OdpowiedzUsuń