sobota, 12 stycznia 2013


ROZDZIAL #3


MIKE’S POV
____________________________________________________

Cholera. To był bardzo zły pomysł. Ale ok. Brnę w to bagno dalej.

Anna właśnie woła mnie z salonu. Za pewne z kolejnymi wyrzutami. Potrzebuje mnie już siódmy raz w ciągu ostatnich piętnastu minut. Jak ja mam kurwa pracować? Muszę coś napisać, bo wykończę się sam ze sobą, jeśli nie przeleję tego wszystkiego na papier. I to jeszcze tak, żeby wyrazić co czuję, a żeby nie zorientował się w tym cały świat. To jest problem. Tabula rasa, a ona jeszcze śmie mi przeszkadzać. Moja irytacja sięga szczytu.

In the chill of the night,
I can feel my heart racing,
As I run towards the light,
that seems so far away,
Wondering forever, in the darkest of shadows,
Wondering if I will ever see you again…


Mistrz chaosu i hipokryzji. Ja, Mike Shinoda.

Kolejna noc, czuję, że muszę wyjść. Nie pozwolę Annie dzisiaj przyjść do łóżka, przytulić mnie i żyć jak gdyby nigdy nic. Wychodzę, nie zniosę dziś dalszych myśli o nim i momentu kiedy zasypiając, resztkami sił będę powstrzymywał się przed przypadkowym powiedzeniem do mojej żony „Chester” Już nigdy nie będzie „jak gdyby nigdy nic” bo nastało to „coś”. Dziś robię coś, czego nigdy nie spodziewałem się, że zrobię. Potrzebuję wiedzieć. Kim jestem?

Włócząc się, docieram do centrum. Zmierzam w kierunku lokalu pod krzykliwymi neonami. Nie jest to jednak zwykły bar. Rozglądam się i naciągam ciasno kaptur na głowę. Jeśli ktoś mnie obserwuje, będę skończony. Czym prędzej tym lepiej, przemykam zaułkiem i już jestem w drzwiach. Melina, na dymie papierosowym powiesiłby tu siekierę. Ciemne pomieszczenia, rozświetlane gdzieniegdzie tylko przytłumionym czerwonym światłem. Nieco obskurnie, tego się można było spodziewać. Muzyka. Uderzająca prymitywnością. Co ja tu robie? Idę korytarzem mijając różnych mężczyzn. Przebrani. Eleganccy. Metroseksualni. I typowi macho też. I tacy jak ja też. Ukrywający się, niepewni. Patrzą na mnie jak na zwierzynę, a ja sam czuję się jak w paszczy lwa. Jak zagubione dziecko, w świecie dla bardziej dorosłych niż jestem i kiedykolwiek będę. Chwytam przypadkowe krzesło i siadam pod ścianą. Obok mnie jakiś młody chłopaczek, bardzo pewny siebie. Zagaduje mnie, ale nie rozpoznaje. Wlepiam wzrok w tańczącego na scenie mężczyznę. Jego wytatuowane plecy przyprawiają mnie nieomal o zawał serca. Robi mi się gorąco, nie mogę oddychać. Chłopak koło mnie zamyka oczy i bełkocze coś pod nosem. Pomieszczenie wypełniają ciężkie oddechy tuzina, może więcej facetów. Wściekłość ściska mi gardło. Kim ja jestem? Co tu robię? Po jasną cholerę tu przyszedłem?! Wszystko kurwa nie tak. Jak jakiś pieprzony pedał. Siedzą tu wkoło mnie i robią te wszystkie rzeczy, a mnie dopada tak straszliwe obrzydzenie.  Odrzucają mnie. Nie jestem żadnym pieprzonym pedałem! Zrywam się z krzesła i prawie biegiem opuszczam to koszmarne miejsce.

Nie wiem co mnie podkusiło, żeby tam wejść. Czego ja się kurwa spodziewałem?! Jestem totalnie roztrzęsiony. Nie potrafię skupić myśli, pieprze bez sensu. Spacer żywego trupa. Szaleńcy?

Przeraża mnie myśl o tym, że mógłbym być taki jak oni. Siedzieć tam dalej i… i… o mój Boże! Ukrywam twarz w dłoniach, jakby to co najmniej miało mi pomóc. Przecież to niemożliwe. Nie mogę taki być. Będę nikim! Nie, nie będę… Kurwa, czy ja sobie czasem nie zaprzeczam? Jak to nie będę, skoro w kółko o nim myślę? Wiecznie, zawsze i wszędzie ten pieprzony Bennington! Moja paranoja jest wprost niezmierzona. W czym będę inny niż oni, skoro go kocham?

Tak kocham. A przynajmniej tak mi się wydaje. Od jakiegoś czasu nie bronię się przed tym stwierdzeniem, a bardziej boję się samych konsekwencji. Przecież on „jest normalny”. Na pewno nie ma takich uczuć względem mnie, jakie ja mam dla niego. Jestem gejem? Tak trzeba nazwać to, że czuję coś niepojętego do jednego jedynego faceta na świecie?  Nie jestem w stanie się z tym pogodzić. Może moim przeznaczeniem jest samotność. Może skrzywdzę tym siebie, ale przynajmniej nikogo innego.

Tym razem normalny, cywilizowany bar. Zapijam moje rozgoryczenie i żal. Wznoszę toast za moją głupotę. Czekając nie wiadomo na co. 

3 komentarze:

  1. NA BENNINGTONA. XD Nie..ne zartuje ^^ Aww...jak se mysle co sie stanie...^^ Juz sie nie moge doczekac nastepnego rozdzialu :D Jak zawsze swietny :) Uczucia Mike'a...jego rozwazania pelne przeklenstw..no ale ktora z nas ich nie lubi ? :D Do nastepnego i weny Blue :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aww, rewelacja! Boże, nie każ mi długo czekać na następny D: Czuję niedosyt :c Ale to nic, wystarczy życzyć weny i więcej czasu na pisanie, dlatego też to robię :D

    OdpowiedzUsuń
  3. albo mam takie wrażenie, albo on naprawdę jest bardzo krótki. piszesz naprawdę cudownie, przemyślenia Mike'a są świetnie sformułowane. mam nadzieję, że nie będzie się dłużej męczył i ciekawi mnie, jak będzie wyglądało spotkanie chłopaków ; ) nie mogę się doczekać kolejnego ;p

    OdpowiedzUsuń