ROZDZIAL
#3
MIKE’S POV
____________________________________________________
____________________________________________________
Cholera. To był bardzo zły
pomysł. Ale ok. Brnę w to bagno dalej.
Anna właśnie woła mnie z
salonu. Za pewne z kolejnymi wyrzutami. Potrzebuje mnie już siódmy raz w ciągu
ostatnich piętnastu minut. Jak ja mam kurwa pracować? Muszę coś napisać, bo
wykończę się sam ze sobą, jeśli nie przeleję tego wszystkiego na papier. I to
jeszcze tak, żeby wyrazić co czuję, a żeby nie zorientował się w tym cały
świat. To jest problem. Tabula rasa, a ona jeszcze śmie mi przeszkadzać. Moja
irytacja sięga szczytu.
In
the chill of the night,
I can
feel my heart racing,
As I
run towards the light,
that
seems so far away,
Wondering
forever, in the darkest of shadows,
Wondering
if I will ever see you again…
Mistrz chaosu i hipokryzji.
Ja, Mike Shinoda.
Kolejna noc, czuję, że muszę
wyjść. Nie pozwolę Annie dzisiaj przyjść do łóżka, przytulić mnie i żyć jak
gdyby nigdy nic. Wychodzę, nie zniosę dziś dalszych myśli o nim i momentu kiedy
zasypiając, resztkami sił będę powstrzymywał się przed przypadkowym powiedzeniem
do mojej żony „Chester” Już nigdy nie będzie „jak gdyby nigdy nic” bo nastało
to „coś”. Dziś robię coś, czego nigdy nie spodziewałem się, że zrobię. Potrzebuję
wiedzieć. Kim jestem?
Włócząc się, docieram do
centrum. Zmierzam w kierunku lokalu pod krzykliwymi neonami. Nie jest to jednak
zwykły bar. Rozglądam się i naciągam ciasno kaptur na głowę. Jeśli ktoś mnie
obserwuje, będę skończony. Czym prędzej tym lepiej, przemykam zaułkiem i już
jestem w drzwiach. Melina, na dymie papierosowym powiesiłby tu siekierę. Ciemne
pomieszczenia, rozświetlane gdzieniegdzie tylko przytłumionym czerwonym
światłem. Nieco obskurnie, tego się można było spodziewać. Muzyka. Uderzająca
prymitywnością. Co ja tu robie? Idę korytarzem mijając różnych mężczyzn.
Przebrani. Eleganccy. Metroseksualni. I typowi macho też. I tacy jak ja też.
Ukrywający się, niepewni. Patrzą na mnie jak na zwierzynę, a ja sam czuję się
jak w paszczy lwa. Jak zagubione dziecko, w świecie dla bardziej dorosłych niż
jestem i kiedykolwiek będę. Chwytam przypadkowe krzesło i siadam pod ścianą.
Obok mnie jakiś młody chłopaczek, bardzo pewny siebie. Zagaduje mnie, ale nie
rozpoznaje. Wlepiam wzrok w tańczącego na scenie mężczyznę. Jego wytatuowane
plecy przyprawiają mnie nieomal o zawał serca. Robi mi się gorąco, nie mogę
oddychać. Chłopak koło mnie zamyka oczy i bełkocze coś pod nosem. Pomieszczenie
wypełniają ciężkie oddechy tuzina, może więcej facetów. Wściekłość ściska mi
gardło. Kim ja jestem? Co tu robię? Po jasną cholerę tu przyszedłem?! Wszystko
kurwa nie tak. Jak jakiś pieprzony pedał. Siedzą tu wkoło mnie i robią te
wszystkie rzeczy, a mnie dopada tak straszliwe obrzydzenie. Odrzucają mnie. Nie jestem żadnym pieprzonym
pedałem! Zrywam się z krzesła i prawie biegiem opuszczam to koszmarne miejsce.
Nie wiem co mnie podkusiło,
żeby tam wejść. Czego ja się kurwa spodziewałem?! Jestem totalnie roztrzęsiony.
Nie potrafię skupić myśli, pieprze bez sensu. Spacer żywego trupa. Szaleńcy?
Przeraża mnie myśl o tym, że
mógłbym być taki jak oni. Siedzieć tam dalej i… i… o mój Boże! Ukrywam twarz w
dłoniach, jakby to co najmniej miało mi pomóc. Przecież to niemożliwe. Nie mogę
taki być. Będę nikim! Nie, nie będę… Kurwa, czy ja sobie czasem nie zaprzeczam?
Jak to nie będę, skoro w kółko o nim myślę? Wiecznie, zawsze i wszędzie ten
pieprzony Bennington! Moja paranoja jest wprost niezmierzona. W czym będę inny
niż oni, skoro go kocham?
Tak kocham. A przynajmniej
tak mi się wydaje. Od jakiegoś czasu nie bronię się przed tym stwierdzeniem, a
bardziej boję się samych konsekwencji. Przecież on „jest normalny”. Na pewno
nie ma takich uczuć względem mnie, jakie ja mam dla niego. Jestem gejem? Tak
trzeba nazwać to, że czuję coś niepojętego do jednego jedynego faceta na
świecie? Nie jestem w stanie się z tym
pogodzić. Może moim przeznaczeniem jest samotność. Może skrzywdzę tym siebie,
ale przynajmniej nikogo innego.
Tym razem normalny,
cywilizowany bar. Zapijam moje rozgoryczenie i żal. Wznoszę toast za moją głupotę.
Czekając nie wiadomo na co.
NA BENNINGTONA. XD Nie..ne zartuje ^^ Aww...jak se mysle co sie stanie...^^ Juz sie nie moge doczekac nastepnego rozdzialu :D Jak zawsze swietny :) Uczucia Mike'a...jego rozwazania pelne przeklenstw..no ale ktora z nas ich nie lubi ? :D Do nastepnego i weny Blue :)
OdpowiedzUsuńAww, rewelacja! Boże, nie każ mi długo czekać na następny D: Czuję niedosyt :c Ale to nic, wystarczy życzyć weny i więcej czasu na pisanie, dlatego też to robię :D
OdpowiedzUsuńalbo mam takie wrażenie, albo on naprawdę jest bardzo krótki. piszesz naprawdę cudownie, przemyślenia Mike'a są świetnie sformułowane. mam nadzieję, że nie będzie się dłużej męczył i ciekawi mnie, jak będzie wyglądało spotkanie chłopaków ; ) nie mogę się doczekać kolejnego ;p
OdpowiedzUsuń